czwartek, 5 listopada 2015

Od Kelly CD. Lamberta

Pogłaskałam Clawa, który usiadł mi na ramieniu.
- Zignoruj typa - mruknęła sowa.
Wzruszyłam ramionami na propozycję nowo poznanego, nie przejmując się zwierzęciem.
- Jak chcesz to możemy tam wrócić - powiedziałam.
Szliśmy w milczeniu. Gdy dotarliśmy pod gospodę chłopak otworzył mi drzwi. Kiwnęłam głową i weszłam. W środku panował straszny zaduch i gwar. Wiele głosów śpiewających pijackie piosenki i jeszcze więcej, kłócących się ludzi. Powoli podeszłam do stolika w kącie pokoju i usiadłam. Na przeciwko mnie usiadł nowo poznany. Przywołał gestem dziewkę służebną i poprosił o trunek. Ta skinąwszy głową odeszła łypiąc na mnie z odrazą. Claw syknął na nią.
- Czy mój wybawca, wyjawi swe imię? - powiedziałam głaszcząc ptaka.
- Lambert Stanger - odparł po chwili. - A ja z kim mam przyjemność?
- Kelly Night - odparłam uśmiechając się do niego lekko.
- Co taka dziewczyna, jak ty, robi w takim miejscu jak to? - spytał Lambert.
- Kilka dni temu skończyłam pomyślnie swoja robotę, więc chciałam odpocząć. Prawdopodobnie jutro stąd wyjadę. Nic mnie tu nie trzyma.
- A rodzina, czy przyjaciele? - chłopak jakby trochę zmartwił się mym wyjazdem.
Pokręciłam głową.
- Moi przyjaciele ostatnio wyjechali. A rodziny nie mam już od jakiegoś czasu.
Chłopak mruknął coś w odpowiedzi. Wtedy przyszła ta sama dziewczyna co wcześniej i podała nam trunek. Upiłam łyk i skrzywiłam się lekko.
- To czym się zajmujesz? - spytałam chłopaka.
- Jestem handlarzem koni - odparł zerkając na Clawa. - Może chciałabyś jakiegoś?
Pokręciłam głową.
- Mam już jednego. Poza tym będę miała za duży zwierzyniec - stwierdziłam.
Lambert zmarszczył brwi.
- Czemu?
- Człowieku, ja mam lamę. Nie łatwo utrzymać coś takiego.
Oczy Stangera prawie wyszły z orbit.
- To czym ty się zajmujesz, kobieto?! - zawołał.
Uśmiechnęłam się do niego.
- Tajemnica.
- Aha - mruknął. - A powiesz mi chociaż czy masz jakieś hobby?
- A mam - powiedziałam. - Śpiewam.
Chłopak uniósł brew.
- Śpiewasz? - spytał i zerknął na bardów grających przy kominku. - Udowodnił - rzekł wskazując grajków.
Wzruszyłam ramionami.
- Okey - powiedziałam.
Claw zszedł z mojego ramienia i łypał groźnie na chłopaka. Poprawiłam torbę i podeszłam powoli do grających mężczyzn. Zastukałam jednego w ramię i spytałam czy mogłabym zaśpiewać. Ten zerknął na swego towarzysza po czym skinął głową, pytając mnie jeszcze o imię.
- Uwaga! Teraz wystąpi z nami nasza koleżanka! - zawołał.
- Co zaśpiewasz, cukiereczku?! - usłyszałam krzyk jakiegoś gościa.
- Zobaczymy - powiedziałam z uśmiechem spoglądając na bardów. - Dawajcie.
Zaczęli swą grę. Po chwili przysłuchiwania, stwierdziłam, że ją znam i zaczęłam klaskać w rytm muzyki. Kolejni ludzie przyłączali się. Wybrałam odpowiedni moment i rozpoczęłam swój pokaz. Ktoś zagwizdał, gdzieś słychać było krzyki aprobaty. Gdy śpiewałam fragment o tańczeniu z kobietą ze snów, bardzo dużo ludzi zaczęło tańczyć. Ci co tego nie robili dalej klaskali. Zaśpiewałam jeszcze kilka piosenek z uśmiechem obserwując bawiących się ludzi. Gdy ostatni utwór skończył się, skinęłam głową na bardów i dałam jednemu z nich kilka moronów. Ten spojrzał na pieniądze, a później na mnie po czym uśmiechnął się. Odwzajemniłam to i zaczęłam powoli odchodzić w stronę stolika.
- Wielkie brawa, dla naszej koleżanki, Kelly! - krzyknął grajek.
Zaśmiałam się.
- I jak ci się podobało? - spytałam Lamberta.
- Byłaś niesamowita - odparł z wielkimi oczami.
- Dziękuję - stwierdziłam z uśmiechem.
Claw syknął i wleciał na moje ramię. Zaczęłam grzebać w w torbie.
- Muszę cię niestety pożegnać - powiedziałam.
- Czemu? - zapytał chłopak wstając.
- Umówiłam się z kimś po skończonej robocie. Za długo już tu siedzę.
- Miałaś wyjechać jutro - stwierdził Lambert.
Wzruszyłam ramionami.
- Takie życie.
- Pada - mruknął.
- Trudno - odparłam.
Staliśmy chwilę w milczeniu.
- Może mógłbym pojechać z tobą? - odezwał się pierwszy Lambert.
Zamyśliłam się.
- W sumie to możesz, ale to trochę daleko.
Chłopak machnął ręką.
- Nie mam nic do stracenia - rzekł.
Uśmiechnęłam się do niego. Zostawiłam na ladzie kilka moronów za trunek. Gdy oboje byliśmy na zewnątrz, z ulgą przekonałam się, że już nie pada. Weszłam do stajni, która była tuż przy gospodzie. Zagwizdałam. Usłyszałam rżenie Azy i powoli podeszłam do jej boksu.
- Twój koń? - spytał Stanger.
Kiwnęłam głową głaskając klacz.
- Ładne zwierzę - stwierdził. - Jakiej rasy?
- Nie mam pojęcia - odparłam. - Dostałam ją kiedyś. Ten, kto mi ją podarował też tego nie wiedział - otworzyłam boks. Aza wyszła z niego. Zarżała. Poszłam po jej siodło i uzdę.
- Dobrze, panie handlarz - powiedziałam do Lamberta przygotowując konia do wyjazdu. - Przygotuj swojego konia, bo nie mam dużo czasu. A droga trochę długa.
Chłopak skinął głową i odszedł. Dopięłam popręg i wyprowadziłam Azę na zewnątrz, sprawdzając czy wszystko w porządku. Po chwili pojawił się Lambert ze swoim koniem. Zagwizdałam cicho.
- Ładny - stwierdziłam.
Chłopak uśmiechnął się.
- A jakże - powiedział. - Nie, Len?
Koń zarżał. Zrozumiałam, że powiedział "Oczywiście. Przecież inaczej być nie mogło." Przewróciłam oczami wskakując na swojego konia.. Claw wzbił się w powietrze. Nie lubił siedzieć na moim ramieniu w trakcie jazdy.
- Gotowy? - zawołałam do chłopaka.
- Tak - odparł uśmiechając się.
- No to jedziemy - mruknęłam bardziej do siebie niż do niego. Dodałam Azie łydkę. Zwierzę wystrzeliło jak z procy i pogalopowało w las.
***
Praktycznie już świtało gdy dotarliśmy do zniszczonej bramy w środku lasu. Gdy zsiadłam z klaczy, Claw praktycznie od razu usadowił się na moim ramieniu.
- Gdzie jesteśmy? - spytał Lambert zsiadając z konia.
- W tajnym miejscu. Trochę źle, że cię tu zabrałam, gdyż nie powinnam, więc jeśli komuś powiesz, Claw wydłubie ci oczy, a ja odetnę język.
- Mogłaś zachowywać się tak agresywnie do tamtego obleśnego typa - mruknął chłopak.
Zaśmiałam się.
- Chodź - chwyciłam chłopaka za nadgarstek i pociągnęłam w głąb bramy.
Stanęłam przed ścianą i wyszeptałam kilka słów. Ścianka odsunęła się pokazując kręte, kamienne schody. Zeszliśmy na dół. Znaleźliśmy się w pokoju głównym. Nic nie zmieniło się od mojej ostatniej wizyty. Prócz przyrostu "weteranów". Przeszłam przez salę razem z Lambertem i zapukałam do wielkich drewnianych drzwi. Weszłam do środka nie usłyszawszy odpowiedzi. Zauważyłam jak Marcus - jeden z szefów najemników i mój przybrany ojciec - siedzie z otwartą księgą i pije coś w swoim złotym kielichu.
- Witaj, Marcusie - powiedziałam z uśmiechem.
Mężczyzna spojrzał na mnie. Jego oczy się rozszerzyły.
- Kelly - rzekł. - Co cię tu sprowadza? I kim on jest? - spytał groźnie, wskazując Lamberta.
- Przyszłam, ponieważ skończyłam moją robotę. A to jest Lambert. Poznałam go podczas misji...
- Miło poznać - rzekł chłopak.
- Mnie również - mruknął Marcus.
- Masz dla mnie zadanie? - spytałam przerywając ich bezgłośną walkę.
- Tak, tak - szef najemników machnął ręką i przetarł oczy. - Pójdź coś sobie zjeść i przyjdź za chwilę. Muszę poszukać odpowiedniego zlecenia dla ciebie i kolegi.
Już chciałam mu powiedzieć, że nie pracujemy razem, ale w porę ugryzłam się w język. To nie był dobry pomysł.
- Jest Ethan? - spytałam.
- Ten ponurak? - odparł Marcus. - Był tutaj jakiś czas temu. Może jest dalej. Nie jestem pewny.
Skinęłam głową wychodząc z pomieszczenia, uśmiechając się w duchu. Marcus był jedyną osobą, która nie wiedziała, że Ethan nie jest zbyt...Zrównoważony. Może to i lepiej?
Zaprowadziłam Lamberta do pokoju jadalnego. Tam wskazałam wolny stolik do którego powoli się skierowaliśmy.
- Kogóż to moje oczy widzą! - zawołał jakiś głos. - Kelly!
Odwróciłam się. Przede mną stał Ethan i uśmiechał się szelmowsko. Także musiałam się uśmiechnąć. Przytuliłam swojego przyjaciela.
- Dobrze cię widzieć - powiedziałam puszczając go. - Savara też jest?
- Tam, gdzieś, o - rzekł chłopak machając ręką.
Zaśmiałam się.
- Kto to jest? - spytał Lambert podchodząc do nas.
- Lambert, to Ethan. Ethan, to Lambert - przedstawiłam ich sobie. - Wy pogadajcie, a ja poszukam Savary - dodałam i odeszłam szukając znajomej.


Lambert? Albo raczej, panie narratorze? Co pan myślisz o Ethanie?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz