czwartek, 5 listopada 2015

Od Kelly CD. Lamberta

Obudziło mnie dziwne skrzypienie, Otworzyłam oczy i rozejrzałam się. To Claw drapał pazurami w parapet.
- Złaź stamtąd - syknęłam.
Sowa zasyczała i usiadła centralnie przede mną. Zerknęłam stronę śpiącego Lamberta.
- Jak wcześnie już jest? - spytałam Clawa
- Zobacz i sama się przekonaj - odparł.
Wstałam z łóżka i powoli podeszłam do okna. Mieliśmy świetny widok na rynek, gdzie teraz panował całkiem spory ruch. Spojrzałam na chłopaka i trąciłam go nogą. Ten mamrocząc coś pod nosem, odwrócił się na drugą stronę. Nachyliłam się lekko i uderzyłam go w ramię. Lambert stęknął i powoli otworzył oczy.
- Śpiąca Królewna, wyspana? - spytałam z sarkazmem.
Stanger przetarł oczy.
- Nie - mruknął.
- Trudno. Idę załatwić jedną bardzo ważną sprawę. Zostań tutaj i nigdzie nie wychodź. Nie mam zamiaru cię później szukać, a chcę jak najszybciej być w drodze. Rozumiemy się?
- Tak, tak - chłopak machnął ręką.
Westchnęłam i narzucając kaptur na twarz, wyszłam z pokoju. Po chwili byłam już na zatłoczonym od ludzi rynku. Powoli przechodząc i nie zwracając na siebie niczyjej uwagi przeszłam przez plac. Skręciłam w boczną uliczkę, później w następną i jeszcze jedną, po czym przeszłam przez ulicę bezdomnych, jak ją nazywano i na samym końcu moim oczom ukazał się stary, rozpadający się, drewniany budynek. Zamrugałam kilka razy by zmyć czar, rozejrzałam się czy aby nikt na mnie nie patrzy i weszłam do środka. Pomieszczenie uderzyło mnie swoją dziwnością. Na stole, w centrum pokój stał słój z wielkim okiem w środku. Pod ścianami, na półkach byłoż dużo podobnych i dziwnych rzeczy. Panował tu półmrok.
- Kogóż moje oczy widzą - powiedział melodyjny głoś wyłaniający się zza kotary. - Kelly!
- Witaj. Shannon - mruknęłam.
- Co cię tu do mnie sprowadza? - spytała dziewczyna powoli do mnie podchodząc.
Wyglądała niczym duch. Marmurkowa skóra, długa i biała suknia, szare oczy. Jedynie jej włosy były ciemne, brązowe.
- Jechałam na misję. Zatrzymałam się tutaj, więc stwierdziłam, że przyjdę i spytam o decyzję Rady Starszych.
Shannon pokiwała głową w zamyśleniu.
- Zrobiłaś zbyt mało byś znów mogła dostąpić zaszczytu stania się czarodziejem.
- Co?! - prawie krzyknęłam. - Przez od kilku lat cały czas pomagam ludziom, staram się być dobrym obywatelem, a oni dalej nie chcą mnie przyjąć.
- Radzie nie podobają się twoje niektóre zlecenia, jakie wypełniłaś, będąc najemnikiem - odparła chłodno dziewczyna. - Poza tym teraz pojawił się ten... chłopak.
Patrzyłam przez chwilę na czarodziejkę.
- Co, więc mogę zrobić? - spytałam.
Brązowowłosa wzruszyła ramionami.
- Musisz zrobić coś co zainteresuje Radę. Coś co będą pamiętać przez wieki.
Prychnęłam.
- Jeszcze pokażę na co mnie stać - mruknęłam i odwróciłam się w stronę drzwi.
- A, Kelly - powiedziała Shannon za mną. Spojrzałam na nią. - Gdybyś kiedyś... W przyszłości potrzebowała pomocy, to przyjdź do mnie. Chętnie ci jej udzielę - dziewczyna uśmiechnęła się upiornie.
Czym prędzej nałożyłam kaptur i wyszłam z budynku. Nie odwracając się skierowałam się na rynek, potrącając przypadkowych przechodniów. Kupiłam jakieś zioła, które mogłyby mi się przydać do tworzenia eliksirów i wróciłam do pokoju. Lambert siedział na łóżku i kontemplował. Gdy tylko mnie zobaczył, wstał.
- Gdzie byłaś - spytał.
- Mówiłam ci, że idę załatwić sprawę - rzuciłam mu torbę z ziołami. - Bierz klucz. Zbieramy się. Nie chcę być w tej parszywej dziurze ani chwili dłużej.
I nie czekając na odpowiedź chłopaka wyszłam. Claw, czując co się święci wzbił się w powietrze. Przewróciłam oczami i weszłam do stajni. Osiodłałam swojego konia i czekałam na zewnątrz, aż przyjdzie Lambert. Chłopak pojawił się po chwili. Przygotował Lena i stanął obok mnie. Wskoczyłam na Azę.
- Gotowy? - spytałam.
Stanger, będąc już na swoim wierzchowcu, kiwnął głową. Dodałam Azie łydkę. Klacz popędziła przed siebie.

Lambert? Wybacz, że takie krótkie x..x

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz